Zaktualizowano: 25 wrz 2020
Nagłówek mówi sam za siebie.
Tak wyglądam, gdy wychodzę z siedziby Gazety Wyborczej trzymając w ręku ich egzemplarz z poradnikiem o procesach kościelnych, który miałam przyjemność współtworzyć.
Dokładnie rok temu zostałam poproszona przez dziennikarza o udzielenie kilku wskazówek i napisanie komentarza odnośnie do procesów o stwierdzenie nieważności małżeństwa, które są błędnie nazywane "rozwodami kościelnymi" lub "unieważnieniem małżeństwa".
Moje doświadczenie zawodowe, które początkowo zdobywałam w warszawskim sądzie kościelnym na Nowogrodzkiej, by później poszerzać je i zdobywać nowe szlify tworząc własną kancelarię kanoniczną, zaowocowało pojawianiem się mojej osoby nie tylko w prasie, ale także w radio.
Każda wzmianka o mnie i moich usługach w prasie drukowanej jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem.
Dziękuję Gazeta Wyborcza za możliwość wypowiadania się na łamach Waszej gazety i współtworzenia do niej artykułów.
W tym roku, dnia 6 sierpnia, poniższy artykuł został wydany ponownie i po raz kolejny ujrzał światło dzienne, co sprawia mi ogromną radość i motywuje do dalszego działania na tym polu.
Czasem tak bywa, że wystarczy napisać coś raz a dobrze, by dzięki temu inni mogli korzystać do woli!
Jestem adwokatem kościelnym i na co dzień zajmuję się prowadzeniem procesów kościelnych o stwierdzenie nieważności małżeństwa,
a w wolnych chwilach lubię odwiedzać kościoły. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że uważam je za kolebkę i strażników architektury. W weekend wybrałam się na Żoliborz i dzięki temu powstało takie oto zdjęcie.
Kanonistyka jest moją codziennością, więc jeśli chcielibyście skorzystać z mojej pomocy przy procesie kościelnym, który jest błędnie nazywany "unieważnieniem małżeństwa" lub "rozwodem kościelnym", to skontaktujcie się ze mną telefonicznie lub przez maila w zakładce KONTAKT.
Zaraz po studiach, w Dzień Dziecka, zostałam przyjęta do Sądu Metropolitalnego Warszawskiego, by przesłuchiwać strony procesowe i ich świadków, co było moim stałym zajęciem trwającym ładnych kilka lat.
W pewnym momencie uznałam, że chcę przybliżyć temat procesów kościelnych innym i założyłam kancelarię kanoniczną. Wtedy też zaczęłam pracę na własny rachunek i mimo upływu lat czuję sentyment do Sądu Metropolitalnego Warszawskiego.
Dla mnie te sprawy są proste i mimo różnych rozmaitości, w tym pięknych kwiatków wyrastających w trakcie procesu, do których jestem przyzwyczajona, to nadal potraficie mnie zaskoczyć. I mimo, że każdą sprawę rozpatruję indywidualnie, gdyż każdy człowiek jest inny, to jednak procesy kościelne są proste.
Będąc adwokatem od zadań specjalnych otrzymuję naprawdę różne zapytania i to nie tylko natury prawnej.
Poza standardowymi pytaniami typu kiedy zacząć proces kościelny lub jak się za niego zabrać, czasem trafiają się perełki dotyczące tego, kiedy odbył się pierwszy proces kościelny o stwierdzenie nieważności małżeństwa i skąd w ogóle wziął się ten temat.
No cóż ... :)
Była kanonistyka i kosmetyki, więc przyszedł czas na kanonistykę i seriale.
Pierwsze wzmianki o procesie kościelnym i prawie kanonicznym w polskich serialach pojawiły się np. w "Plebanii".
Mówię o tym dlatego, bo serial ten nie był jedyną polską produkcją z kanonicznym tematem w tle. Zawsze oglądałam inne seriale niż reszta społeczeństwa i nie podzielałam entuzjazmu ani fascynacji "Grą o tron". Tak zaczęła się moja przygoda z "Królową Boną".
Procesy kościelne pojawiły się u nas już w średniowieczu.
Dlatego nastąpiło to od tej epoki, gdyż to właśnie wtedy Polska przyjęła chrzest, a w związku z tym, odziedziczyliśmy wszystko z dobrodziejstwem inwentarza ;)
I mimo, że urząd obrońcy węzła małżeńskiego został ustanowiony dopiero w 1741 r., to już w Renesansie, czyli w latach 1540 - 1550, królowa Bona chciała "uwolnić" swojego syna - Zygmunta II Augusta od żony i rozmyślała nad wszczęciem procesu kościelnego o stwierdzenie nieważności małżeństwa, ale jego żona "na szczęście" zmarła, on się ożenił ponownie (znowu zmarła) i ponownie, ALE ostatnia jego żona była Habsburżanką i nie było opcji procesu kościelnego, gdyż Habsburgowie mieli zbyt duże wpływy na dworze papieskim. A w związku z tym Papież nie zrobiłby nic na przekór Habsburgom, co tylko uniemożliwiło Zygmuntowi II Augustowi rozpoczęcie procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa, które jest obecnie błędnie określane jako "rozwód kościelny" lub "unieważnienie małżeństwa".
Jak widzicie seriale również mogą być pożyteczne. Choć szczerze przyznam, że gdyby nie moja znajomość tematu, to z serialu nie wywnioskowałabym nic, gdyż poza jedną aktorską kwestią królowej Bony "a może spróbować rozpocząć proces kościelny u Papieża i pomóc Zygmuntowi...? nie padło więcej ani jedno słowo w kwestii kanonistyki, wpływów na dworze papieskim i procesów kościelnych ;)
Ciekawa jestem czy w tamtych czasach również były problemy z nazewnictwem i używaniem potocznych, aczkolwiek błędnych nazw, jak "rozwód kościelny" lub "unieważnienie ślubu". Po głębszym zastanowieniu uważam jednak, że w tamtych czasach nie było z tym absolutnie żadnego problemu :)