top of page

ARCHIWUM

  • Katarzyna Magnuszewska

O TYM DLACZEGO ODKŁADAMY ROZPOCZĘCIE PROCESU KOŚCIELNEGO NA "PÓŹNIEJ"...


Na grupie „Rozwód kościelny, porady kanoniczne i proces małżeński w Sądach Biskupich”, którą prowadzę, zadałam pytanie dlaczego rozpoczęcie procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa odkłada się na bliżej nieokreślone "jutro"?

Tak, jak się tego spodziewałam większość odpowiedzi wiązała się z obawą przed wysokimi kosztami i tylko nieliczne z nich zwróciły uwagę na inny aspekt całego przedsięwzięcia.

Gdy człowiek jest sponiewierany przez sąd cywilny i przez rozprawy rozwodowo-alimentacyjne, to po prostu nie ma ochoty ponownie wracać do wydarzeń, które osobom zainteresowanym nierzadko kojarzą się z życiową traumą. W naszej kulturze społecznej rozwód jest traktowany na równi z odniesieniem porażki i dlatego uważam, że jest bardzo prawdopodobne, że wiele osób odkłada tę decyzję z obawy przed opinią innych. Kolejnymi powodami, którymi się kierują, by odłożyć decyzję o wszczęciu procesu kościelnego, jest chęć odpoczynku. Zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Każdy z nas ma swoją wrażliwość i każdy z nas różnie reaguje na takie same sytuacje. Niektórzy idą jak burza i zadaniowo podchodzą do tematu, inni z kolei czekają aż dojdą do wewnętrznej równowagi ze sobą.

I o ile rozumiem, że na wszystko jest czas i nie należy zabierać się za wszystko naraz, to jednak proces kościelny jest procesem opartym na dowodzeniu. I dlatego zawsze będę powtarzać, by pisać skargi powodowe póki świadkowie jeszcze żyją. Zwlekając z tą decyzją można doprowadzić do sytuacji, w której powołanie jakiegokolwiek świadka będzie w zasadzie niemożliwe, gdyż albo będzie miał problemy z pamięcią albo nie będzie go już pośród żywych. Niestety

bottom of page